Preluda Preludzie nie równa, a szczególnie dużo doznań dają te, które już ktoś "modził". Preluda Matysia jest właśnie taką Preludą, którą naprawiać trzeba bardziej "po kimś" niż doraźnie. W tym aucie odkręciliśmy już chyba wszystkie śrubki, a Bober zna je jak własną kieszeń. Ten samochód zaskakuje nas coraz bardziej w miarę postępu prac. Może uda nam się nagrać jakiś filmik podsumowujący doprowadzenie tego samochodu do porządku, opisywać byłoby ciężko.
Jesteśmy teraz na etapie wymiany wnętrza, załączam kilka zdjęć z wczoraj. Plastiki, które widzicie na zdjęciach wymieniamy nie tylko ze względu na materiał jakim je obłożono, choć z początku był on głównym powodem, wymieniamy je także ponieważ są one po prostu zniszczone, każdy z tych plastików trzymał się może na jednym - dwóch zaczepach, są one także połamane, a materiał wyblakł - zobaczcie na tylną półkę. Ktoś chciał ulepszyć sobie wnętrze okładając je nowym materiałem, niestety w trakcie poniszczył sobie elementy, pogubił śrubki, kołki... później składał na byle czym, byle jak - byleby było. Wnętrze jest tylko przykładem, gdzie nie rzucić okiem (zawieszenie, silnik) można było dostrzec zaniedbania, które dosadnie nazwę druciarstwem. Najgorsze jest to, że później kilka ładnych zdjęć takiego samochodu wyląduje w internecie i samochód dostaje nieformalne miano "uratowanego". Oglądający samochód przez ekrany monitora powiedzą "kolejna prela, kolejny klasyk uratowany" albo "to jeden z lepszych projektów jakie widziałem". Spoko. Fajnie.